Potrzeba i zwyczaj upamiętniania wszelkich ważnych wydarzeń, zarówno w życiu społecznym jak i prywatnym, ma długą historię. Zdecydowanie przydatnym ku temu narzędziem okazywała się sztuka.
Zarówno w postaci jednostkowych, niepowtarzalnych dzieł, stanowiących wytwór wielkich artystów, jak i małej plastyki, niekiedy masowej, niemniej bardzo często o wybitnych walorach artystycznych. Szczególny charakter w tym nurcie mają medale chrzcielne, produkowane w licznych, powielających ustalone wzorce egzemplarzach, którym indywidualny rys nadawała grawerowana dedykacja, wyróżniająca ten bardzo osobisty dar „ku pamięci”.
Genezy takiego gestu należałoby prawdopodobnie szukać w zwyczaju wybijania i obdarowywania pamiątkowymi, artystycznie opracowanymi monetami, emitowanymi z różnych okazji. Popularność tego typu monet odnotowuje się w Niemczech już od przełomu XV i XVI wieku. Szczególnym upodobaniem w XVII wieku cieszyły się Patengeschenk
— podarunki od rodziców chrzestnych z okazji sakramentu chrztu, zawierające m.in.
tzw. Patentaler - numizmat z przedstawieniem odnoszącym się do tego sakramentu - Chrztem Chrystusa w Jordanie, tetragramem JHWH w chmurach, symbolami Trójcy Świętej, itp. Ale zanim specjalnie wybity na tę okazję numizmat, stał się tradycyjnym podarunkiem, rolę prezentu mogła pełnić wartościowa złota lub srebrna moneta w kunsztownej oprawie, opatrzona dedykacją.
Prawdopodobnie forma takiego prezentu ma swoje korzenie w środowisku wittenberskich protestantów związanych z samym Marcinem Lutrem, kiedy to uroczystość rodzinna twórcy Reformacji - chrzest jego syna Johanna w 1526 r. - zapoczątkowała tradycję „numizmatycznych” podarunków. Pierworodny syn Marcina otrzymał wówczas w prezencie od Justusa Jonasa st. (1493–1555), proboszcza kościoła zamkowego w Wittenberdze i profesora teologii tamtejszego uniwersytetu, złoty solid cesarza Anastazjusza I (491–518).
Specyficznym wotum chroniącym przed chorobami był modny w XVI i XVII wieku tzw. talar morowy (Pesttaler), bity by upamiętnić ofiary zaraz– niewielki, oprawiony numizmat o tematyce religijnej, stanowiący częsty prezent rodziców chrzestnych z okazji chrztu lub ślubu. Noszony na szyi niczym amulet, biżuteria-talizman, łączył w sobie sacrum i profanum, zahaczając o świat magii i medycyny ludowej.
Prezentowane medale chrzcielne ze zbiorów Muzeum Warmii i Mazur, zawierają na awersie przedstawienie adekwatne do przesłania i okazji - scenę Chrztu Chrystusa w Jordanie. Postać Chrystusa z pokorą przyjmuje strumień wody z rąk tego, który „nie jest godzien nosić Mu sandałów” (Mt 3,11). Stoi opromieniona aureolą otaczającą unoszącą się gołębicę, wspomnianą we fragmencie Ewangelii: „A oto otworzyły Mu się niebiosa i ujrzał Ducha Bożego zstępującego jak gołębicę i przychodzącego na Niego” (Mt 3,16-17). Napis w otoku głosi przesłanie z Listu do Efezjan (4,5-6): JEDEN BÓG . JEDNA WIARA . JEDEN CHRZEST.
Ten sam projekt i podobne rozwiązanie awersów nie pokrywają się z różnymi realizacjami w przypadku rewersów. W pierwszym z medali, do napisu: NA PAMIATKĘ CHRZTU, zastosowano dekoracyjne, ornamentalne obramienie. W dole pola, powyżej motywu skrzyżowanych gałązek, umieszczono symbole wiary, nadziei i miłości - ściśle związanych z cnotami, jakie nabywa się podczas chrztu. To krzyż, kotwica i serce, spięte pierścieniem utworzonym przez węża pożerającego własny ogon, symbolizującego nieskończoność. Tego typu wzór pojawił się na polskich medalach chrzcielnych w latach 60. XIX wieku, w okresie „żałoby narodowej” i powstania styczniowego. Pośrodku rewersu wygrawerowano napis: Romanowi Marjanowi/Apanowiczowi/ur. 23 lutego 1878 r/ochszcz. 9 Kwietnia 1878/od Mikołaja Gajewskiego. W drugim z medali, nad przewiązanymi kokardą gałązkami lilii i róży, czytamy: Od Mariana Kozaryna/dla Alexandry/d. 18. Lipca 1875 r. Zarówno w pierwszym, jak i drugim przypadku, upamiętnione nazwiska figurują między innymi w spisach rodzin szlacheckich na Litwie, w powiatach wileńskim i lidzkim.
Każdy z medali posiada częściowo zatarte punce. Jedną z nich można próbować odczytać jako dwugłowego orła w owalnym polu - znak probierni warszawskiej. Druga, bardziej czytelna, to określenie najwyższej próby srebra - 91 zołotników (próba 946) - według systemu rosyjskiego, używanego na ziemiach polskich pod tym zaborem. Niestety, na medalach nie umieszczono nigdzie, ani znaku wytwórni, ani sygnatury autora. Niemniej cechy wizualne pozwalają powiązać je z podobnymi realizacjami, powstałymi według projektów urodzonego w Warszawie Józefa Majnerta.
Józef Majnert (1813-1879) był polskim numizmatykiem i najsłynniejszym w kraju fałszerzem. Zanim rozpoczął przygodę z podrabianiem rzadkich, starych monet polskich i tworzeniem ich zmyślonych typów, uczył się w szkole Pijarów oraz odbył dwuletni kurs na Wydziale Sztuk Pięknych Uniwersytetu Warszawskiego. Idąc w ślady swojego ojca Gotfryda, medaliera i urzędnika Mennicy Warszawskiej, podjął w niej pracę już w 1830 roku, stając się cenionym rytownikiem i medalierem. Znakomite warunki sprzętowe, jakie dostarczył mu jego „warsztat pracy”, pozwoliły na rozpoczęcie w 1835 roku kariery fałszerskiej, zakończonej szesnaście lat później, po utracie posady.
M. Kumorowicz
Genezy takiego gestu należałoby prawdopodobnie szukać w zwyczaju wybijania i obdarowywania pamiątkowymi, artystycznie opracowanymi monetami, emitowanymi z różnych okazji. Popularność tego typu monet odnotowuje się w Niemczech już od przełomu XV i XVI wieku. Szczególnym upodobaniem w XVII wieku cieszyły się Patengeschenk
— podarunki od rodziców chrzestnych z okazji sakramentu chrztu, zawierające m.in.
tzw. Patentaler - numizmat z przedstawieniem odnoszącym się do tego sakramentu - Chrztem Chrystusa w Jordanie, tetragramem JHWH w chmurach, symbolami Trójcy Świętej, itp. Ale zanim specjalnie wybity na tę okazję numizmat, stał się tradycyjnym podarunkiem, rolę prezentu mogła pełnić wartościowa złota lub srebrna moneta w kunsztownej oprawie, opatrzona dedykacją.
Prawdopodobnie forma takiego prezentu ma swoje korzenie w środowisku wittenberskich protestantów związanych z samym Marcinem Lutrem, kiedy to uroczystość rodzinna twórcy Reformacji - chrzest jego syna Johanna w 1526 r. - zapoczątkowała tradycję „numizmatycznych” podarunków. Pierworodny syn Marcina otrzymał wówczas w prezencie od Justusa Jonasa st. (1493–1555), proboszcza kościoła zamkowego w Wittenberdze i profesora teologii tamtejszego uniwersytetu, złoty solid cesarza Anastazjusza I (491–518).
Specyficznym wotum chroniącym przed chorobami był modny w XVI i XVII wieku tzw. talar morowy (Pesttaler), bity by upamiętnić ofiary zaraz– niewielki, oprawiony numizmat o tematyce religijnej, stanowiący częsty prezent rodziców chrzestnych z okazji chrztu lub ślubu. Noszony na szyi niczym amulet, biżuteria-talizman, łączył w sobie sacrum i profanum, zahaczając o świat magii i medycyny ludowej.
Prezentowane medale chrzcielne ze zbiorów Muzeum Warmii i Mazur, zawierają na awersie przedstawienie adekwatne do przesłania i okazji - scenę Chrztu Chrystusa w Jordanie. Postać Chrystusa z pokorą przyjmuje strumień wody z rąk tego, który „nie jest godzien nosić Mu sandałów” (Mt 3,11). Stoi opromieniona aureolą otaczającą unoszącą się gołębicę, wspomnianą we fragmencie Ewangelii: „A oto otworzyły Mu się niebiosa i ujrzał Ducha Bożego zstępującego jak gołębicę i przychodzącego na Niego” (Mt 3,16-17). Napis w otoku głosi przesłanie z Listu do Efezjan (4,5-6): JEDEN BÓG . JEDNA WIARA . JEDEN CHRZEST.
Ten sam projekt i podobne rozwiązanie awersów nie pokrywają się z różnymi realizacjami w przypadku rewersów. W pierwszym z medali, do napisu: NA PAMIATKĘ CHRZTU, zastosowano dekoracyjne, ornamentalne obramienie. W dole pola, powyżej motywu skrzyżowanych gałązek, umieszczono symbole wiary, nadziei i miłości - ściśle związanych z cnotami, jakie nabywa się podczas chrztu. To krzyż, kotwica i serce, spięte pierścieniem utworzonym przez węża pożerającego własny ogon, symbolizującego nieskończoność. Tego typu wzór pojawił się na polskich medalach chrzcielnych w latach 60. XIX wieku, w okresie „żałoby narodowej” i powstania styczniowego. Pośrodku rewersu wygrawerowano napis: Romanowi Marjanowi/Apanowiczowi/ur. 23 lutego 1878 r/ochszcz. 9 Kwietnia 1878/od Mikołaja Gajewskiego. W drugim z medali, nad przewiązanymi kokardą gałązkami lilii i róży, czytamy: Od Mariana Kozaryna/dla Alexandry/d. 18. Lipca 1875 r. Zarówno w pierwszym, jak i drugim przypadku, upamiętnione nazwiska figurują między innymi w spisach rodzin szlacheckich na Litwie, w powiatach wileńskim i lidzkim.
Każdy z medali posiada częściowo zatarte punce. Jedną z nich można próbować odczytać jako dwugłowego orła w owalnym polu - znak probierni warszawskiej. Druga, bardziej czytelna, to określenie najwyższej próby srebra - 91 zołotników (próba 946) - według systemu rosyjskiego, używanego na ziemiach polskich pod tym zaborem. Niestety, na medalach nie umieszczono nigdzie, ani znaku wytwórni, ani sygnatury autora. Niemniej cechy wizualne pozwalają powiązać je z podobnymi realizacjami, powstałymi według projektów urodzonego w Warszawie Józefa Majnerta.
Józef Majnert (1813-1879) był polskim numizmatykiem i najsłynniejszym w kraju fałszerzem. Zanim rozpoczął przygodę z podrabianiem rzadkich, starych monet polskich i tworzeniem ich zmyślonych typów, uczył się w szkole Pijarów oraz odbył dwuletni kurs na Wydziale Sztuk Pięknych Uniwersytetu Warszawskiego. Idąc w ślady swojego ojca Gotfryda, medaliera i urzędnika Mennicy Warszawskiej, podjął w niej pracę już w 1830 roku, stając się cenionym rytownikiem i medalierem. Znakomite warunki sprzętowe, jakie dostarczył mu jego „warsztat pracy”, pozwoliły na rozpoczęcie w 1835 roku kariery fałszerskiej, zakończonej szesnaście lat później, po utracie posady.
M. Kumorowicz