#WojnyNapoleońskie
W zbiorach Muzeum Warmii i Mazur znajduje się brytyjski karabin skałkowy Brown Bess zwany oficjalnie „Tower musket”. To wersja India Pattern użytkowana przez armię brytyjską od 1797 roku. Modele tego karabinu funkcjonowały do 1830 roku, a nawet w okresie wojny krymskiej, kiedy zamki adoptowano do kapiszonowego systemu zapłonu. Był użytkowany przez armię brytyjską, ale także jako produkt eksportowy i wsparcie materiałowe dla sojuszników w okresie wojen napoleońskich, w armii rosyjskiej (wręczano go najlepszym strzelcom) i pruskiej. Prezentowany egzemplarz ma kaliber 17 mm, długość lufy 99 cm, wyraźne oznaczenia rusznikarskie na lufie. Nie znamy jego pochodzenia w kolekcji muzealnej. Egzemplarz jest zdekompletowany, brakuje m.in. stempla, półkurcza.
Brown Bess to nazwa owiana mnóstwem legend. Ich nazwa, która w swobodnym tłumaczeniu znaczy „Ruda Elka”, pochodzi od zwyczaju farbowania luf, żeby nie błyszczały w słońcu. Inne wersje dotyczą barwy drewnianej kolby, albo nawiązują do przydomka pań towarzyszących wojsku i świadczących różne, niezbędne mężczyznom usługi. Określenie to pojawia się w brytyjskich relacjach z początków XVIII wieku, a więc kiedy jeszcze nie istniał opisywany tu egzemplarz.
O Brown Bess Charles Oman, autor wielotomowej pracy na temat wojny na Półwyspie Iberyjskim pisał tak: „Był to ciężki karabin z zamkiem skałkowym, wyposażony w panewkę i ważący ok. 9 funtów. Jego skuteczny zasięg wynosił ok. 300 jardów, ale nie można było liczyć, że odda się z niego celny strzał na odległość większą niż 100 jardów. Człowiek, który był w stanie trafić w cel z tej odległości, musiał być nie tylko dobrym strzelcem, ale mieć zamek wyjątkowej jakości”. Liczył się więc efekt salwy. Wśród zalet broni cytowany autor wymienia wytrzymałość i celność, mimo wszystko, lepszą niż w karabinach sojuszników. W dziewiętnastowiecznych angielskich fachowych periodykach opisywano, że użytkownik tego karabinu potrzebował średnio ok. 100 wystrzałów z karabinu, by uczynić „niezdolnym do walki” przeciwnika stojącego w odległości powyżej 100 jardów. W eksperymencie przeprowadzonym w 1811 roku strzelcy oddali salwę do tarcz reprezentujących linię nacierającej kawalerii. Na dystansie 100 jardów trafiła połowa, na odległość 300 jardów tylko co czwarty. Sir Richard Henegan, naczelnik brytyjskiego Departamentu Taboru Polowego obliczył, że w bitwie pod Vittorią (1813) na 459 oddanych strzałów przypadała jedna ofiara wśród przeciwników. Oficerowie brytyjscy nalegali więc, by żołnierze strzelali kiedy zobaczą białka oczu Francuzów i celowali niżej, bo drugim problemem obok zbyt wczesnej salwy, było strzelanie nad głowami wroga.
W brytyjskich jednostkach strzelców (najsłynniejszy 95. Pułk) już w trakcie szkolenia strzeleckiego ujawnił się problem z omawianym tu karabinem, który był za długi i niewygodny. Strzelcy (Rifles) mieli wykonywać działania specyficzne/specjalne co brano pod uwagę w procesie rekrutacji. Do jednostki trafiali ludzie inteligentni – kładziono duży nacisk na ten aspekt – zdolni do podejmowania samodzielnej decyzji, doświadczeni życiowo (dopuszczano konflikt z prawem) oraz sprawni fizycznie. Testowano kilkadziesiąt karabinów różnej produkcji. Dla Rifles rekomendowano karabin rusznikarza Ezekiela Bakera, krótszy (lufa długości 76 cm), miał gwintowaną lufę (siedem bruzd o skręcie wynoszącym 90 stopni), stempel miał metalowe okucie ułatwiające szybsze dobicie kuli. Jego celność na dystansie 200 jardów (ok. 180 m) w strzelaniu (200 strzałów) do tarczy wielkości człowieka dawała dobremu strzelcowi stuprocentową skuteczność trafienia. Dla porównania karabiny pruskie wz. 1782 na tym samym dystansie dawał mniej niż połowę trafień, a francuskie wz. 1777 ok. trzech czwartych skuteczności.
sm
O kampanii napoleońskiej w pierwszych dniach lutego w okolicach Olsztyna piszemy tu: https://bit.ly/3giNjhk, a o rosyjskim muszkiecie z Tuły tu: https://bit.ly/3rPU4xK.
Brown Bess to nazwa owiana mnóstwem legend. Ich nazwa, która w swobodnym tłumaczeniu znaczy „Ruda Elka”, pochodzi od zwyczaju farbowania luf, żeby nie błyszczały w słońcu. Inne wersje dotyczą barwy drewnianej kolby, albo nawiązują do przydomka pań towarzyszących wojsku i świadczących różne, niezbędne mężczyznom usługi. Określenie to pojawia się w brytyjskich relacjach z początków XVIII wieku, a więc kiedy jeszcze nie istniał opisywany tu egzemplarz.
O Brown Bess Charles Oman, autor wielotomowej pracy na temat wojny na Półwyspie Iberyjskim pisał tak: „Był to ciężki karabin z zamkiem skałkowym, wyposażony w panewkę i ważący ok. 9 funtów. Jego skuteczny zasięg wynosił ok. 300 jardów, ale nie można było liczyć, że odda się z niego celny strzał na odległość większą niż 100 jardów. Człowiek, który był w stanie trafić w cel z tej odległości, musiał być nie tylko dobrym strzelcem, ale mieć zamek wyjątkowej jakości”. Liczył się więc efekt salwy. Wśród zalet broni cytowany autor wymienia wytrzymałość i celność, mimo wszystko, lepszą niż w karabinach sojuszników. W dziewiętnastowiecznych angielskich fachowych periodykach opisywano, że użytkownik tego karabinu potrzebował średnio ok. 100 wystrzałów z karabinu, by uczynić „niezdolnym do walki” przeciwnika stojącego w odległości powyżej 100 jardów. W eksperymencie przeprowadzonym w 1811 roku strzelcy oddali salwę do tarcz reprezentujących linię nacierającej kawalerii. Na dystansie 100 jardów trafiła połowa, na odległość 300 jardów tylko co czwarty. Sir Richard Henegan, naczelnik brytyjskiego Departamentu Taboru Polowego obliczył, że w bitwie pod Vittorią (1813) na 459 oddanych strzałów przypadała jedna ofiara wśród przeciwników. Oficerowie brytyjscy nalegali więc, by żołnierze strzelali kiedy zobaczą białka oczu Francuzów i celowali niżej, bo drugim problemem obok zbyt wczesnej salwy, było strzelanie nad głowami wroga.
W brytyjskich jednostkach strzelców (najsłynniejszy 95. Pułk) już w trakcie szkolenia strzeleckiego ujawnił się problem z omawianym tu karabinem, który był za długi i niewygodny. Strzelcy (Rifles) mieli wykonywać działania specyficzne/specjalne co brano pod uwagę w procesie rekrutacji. Do jednostki trafiali ludzie inteligentni – kładziono duży nacisk na ten aspekt – zdolni do podejmowania samodzielnej decyzji, doświadczeni życiowo (dopuszczano konflikt z prawem) oraz sprawni fizycznie. Testowano kilkadziesiąt karabinów różnej produkcji. Dla Rifles rekomendowano karabin rusznikarza Ezekiela Bakera, krótszy (lufa długości 76 cm), miał gwintowaną lufę (siedem bruzd o skręcie wynoszącym 90 stopni), stempel miał metalowe okucie ułatwiające szybsze dobicie kuli. Jego celność na dystansie 200 jardów (ok. 180 m) w strzelaniu (200 strzałów) do tarczy wielkości człowieka dawała dobremu strzelcowi stuprocentową skuteczność trafienia. Dla porównania karabiny pruskie wz. 1782 na tym samym dystansie dawał mniej niż połowę trafień, a francuskie wz. 1777 ok. trzech czwartych skuteczności.
sm
O kampanii napoleońskiej w pierwszych dniach lutego w okolicach Olsztyna piszemy tu: https://bit.ly/3giNjhk, a o rosyjskim muszkiecie z Tuły tu: https://bit.ly/3rPU4xK.