#ZArchiwumMWiM #Życiorys
12 lutego 1960 roku w Zielonej Górze zmarła działaczka społeczna i oświatowa, Anna Łubieńska.
Urodziła się w Kiączynie, w ziemiańskim domu, a rodzice Wojciech i Janina wykazywali dbałość o staranne wykształcenie domowe córki. Nie szczędzili również środków na jej późniejsze wyjazdy edukacyjne, chociażby do Brugii czy Monachium. Ambitna dziewczyna poszerzała horyzonty na wykładach z filozofii, historii sztuki i literatury, a od 1907 roku wiedzą, którą zdobyła, dzieliła się między innymi na tajnych kompletach w Poznaniu. Życie Anny odbiegało od pruskiego paradygmatu, sprowadzającego zainteresowania niewiast do czterech „K”; Küche, Kinder, Kirche und Kleider (kuchnia, dzieci, kościół i suknie), a historyk Andrzej Wakar wpisał Łubieńską w poczet pierwszego pokolenia polskich emancypantek w zaborze pruskim, które tak jak ona brały udział w obradach Polskiego Sejmu Dzielnicowego, zorganizowanego niedługo po odzyskaniu przez Polskę niepodległości.
Prawdziwy przełom w jej życiu nastąpił w marcu 1920 roku, gdy na prośbę Heleny Sierakowskiej zdecydowała się prowadzić działalność oświatową na terenach objętych plebiscytem. Nie do końca wiedziała, dokąd się udaje, pisząc szczerze; „Zawstydzona jestem moją zupełną nieznajomością przedmiotu. Nie orientuję się nawet dokładnie w geografii tego małego terenu”. Na szczęście, już po pierwszym dniu w nowym miejscu, jej pierwotne obawy zostały zastąpione przez uczucie bycia „człowiekiem tutejszym”. Sielanka nie trwała długo. Wkrótce otrzymała polecenie, aby udać się do Olsztyna i założyć pięćdziesiąt ochronek, czyli podobnych współczesnym przedszkolom placówek opiekuńczych dla dzieci, pochodzących głównie z uboższych rodzin. W ciągu następnych dni po przyjeździe wizytowała okoliczne wsie i szukała nadających się na ochronki izb. Była pod wrażeniem piękna czarującego krajobrazu, gościnności Warmiaków oraz ich przywiązania do zwyczajów, które jej zdaniem w Wielkopolsce zanikły zupełnie. Zakładanie ochronek nie było prostym zadaniem. Gdy wieść o rozpoczętych działaniach dotarła do niemieckiej administracji, urzędnicy robili wiele, by zamykać placówki, chociażby pod pretekstem braku świadectw moralności od przybyłych z Polski ochroniarek.
W sprawę plebiscytu zaangażowała się całym sercem. Jak wielu młodych ludzi, którzy wyruszyli z agitacyjną misją na rzecz Polski, łudziła się co do możliwości zwycięstwa, a widząc pewnego dnia przy leśnej dróżce stosy drewna, porżniętego na deski i gotowego na eksport, stwierdziła, iż „widocznie spieszą się Niemcy, by jak najwięcej drzewa usunąć, zanim ziemia ta ze swym bogactwem lasów w nasze przejdzie ręce”. Zapału Łubieńskiej nie ostudziły ani upomnienia, by nie prowadziła polskiej agitacji, ani obelgi padające w jej stronę, nie raz zasłyszane w trakcie wypraw. Tąpnięciem w niezachwianej pewności było spotkanie jednego z nadzorujących wydarzenie Anglików Ernesta Garnera, który wiedzę na temat plebiscytu czerpał z broszurek niemieckich, a na zadane Łubieńskiej pytanie; „gdzie jest wasza polska propaganda?” nie usłyszał żadnej odpowiedzi. Uświadomiła sobie wtenczas, jak nikłe środki zapewniono akcji prowadzonej przez rodaków, a dodatkową konsternację wywołały bezpośrednie komentarze kanadyjskiego kapitana Kinga, zarzucającego polskiej stronie nieudolność przedsięwzięcia.
Olsztyn odbierała jako miasto niebezpieczne, w którym pobrzmiewał pomruk niezadowolenia na dźwięk polskiej mowy, a sama nie skąpiła nieprzychylnych oraz dość bezkompromisowych opinii na temat napotkanych Niemców. Szczególną awersją darzyła pracowników hotelu, w którym mieszkała – słynnego Deutsches Haus, naprzeciw Nowego Ratusza. Właściciel nie życząc sobie jej obecności, zainicjował akcję zmuszenia agitatorki do natychmiastowej wyprowadzki. Próba eksmisji zakończyła się bójką między zaprzyjaźnionym Garnerem a napastliwym hotelarzem. Na kilka tygodni przed głosowaniem, była wielokrotnym świadkiem agresji niemieckich bojówek, a oprócz troski o siebie samą i pozostałe ochroniarki, doszło zmartwienie o siostrę Marię Piwnicką, która przybywszy, stała się dla bojówkarzy celem do „usunięcia i unieszkodliwienia”. Zarówno krewna jak i Anna przeżyły, a w 1932 roku ukazały się „Moje wspomnienia z plebiscytu na Warmii” autorstwa odważnej ochroniarki, będące pełnym emocji zapisem plebiscytowej, trudnej codzienności.
Wkrótce potem wyjechała do Kaźmierza, gdzie założyła Koło Włościanek. Mieszkała przez pewien czas w Warszawie, kilka lat spędziła w Anglii i we Francji. Działała na rzecz niewidomych, a w trakcie ostatniej z wojen prowadziła tajne nauczanie. W okresie Polski Ludowej żyła w wielu miejscach, udzielając prywatnych lekcji języków angielskiego i francuskiego, które biegle znała. Niestety, jej dorobek w postaci obszernej korespondencji z wybitnymi osobistościami oraz przekłady z literatury angielskiej i francuskiej zaginęły.
mw
Bibliografia;
Oracki Tadeusz, Słownik biograficzny Warmii, Mazur i Powiśla (od połowy XV w. do 1945 roku); Warszawa 1963
Łubieńska Anna, Moje wspomnienia z plebiscytu na Warmii, Olsztyn 1977;
Urodziła się w Kiączynie, w ziemiańskim domu, a rodzice Wojciech i Janina wykazywali dbałość o staranne wykształcenie domowe córki. Nie szczędzili również środków na jej późniejsze wyjazdy edukacyjne, chociażby do Brugii czy Monachium. Ambitna dziewczyna poszerzała horyzonty na wykładach z filozofii, historii sztuki i literatury, a od 1907 roku wiedzą, którą zdobyła, dzieliła się między innymi na tajnych kompletach w Poznaniu. Życie Anny odbiegało od pruskiego paradygmatu, sprowadzającego zainteresowania niewiast do czterech „K”; Küche, Kinder, Kirche und Kleider (kuchnia, dzieci, kościół i suknie), a historyk Andrzej Wakar wpisał Łubieńską w poczet pierwszego pokolenia polskich emancypantek w zaborze pruskim, które tak jak ona brały udział w obradach Polskiego Sejmu Dzielnicowego, zorganizowanego niedługo po odzyskaniu przez Polskę niepodległości.
Prawdziwy przełom w jej życiu nastąpił w marcu 1920 roku, gdy na prośbę Heleny Sierakowskiej zdecydowała się prowadzić działalność oświatową na terenach objętych plebiscytem. Nie do końca wiedziała, dokąd się udaje, pisząc szczerze; „Zawstydzona jestem moją zupełną nieznajomością przedmiotu. Nie orientuję się nawet dokładnie w geografii tego małego terenu”. Na szczęście, już po pierwszym dniu w nowym miejscu, jej pierwotne obawy zostały zastąpione przez uczucie bycia „człowiekiem tutejszym”. Sielanka nie trwała długo. Wkrótce otrzymała polecenie, aby udać się do Olsztyna i założyć pięćdziesiąt ochronek, czyli podobnych współczesnym przedszkolom placówek opiekuńczych dla dzieci, pochodzących głównie z uboższych rodzin. W ciągu następnych dni po przyjeździe wizytowała okoliczne wsie i szukała nadających się na ochronki izb. Była pod wrażeniem piękna czarującego krajobrazu, gościnności Warmiaków oraz ich przywiązania do zwyczajów, które jej zdaniem w Wielkopolsce zanikły zupełnie. Zakładanie ochronek nie było prostym zadaniem. Gdy wieść o rozpoczętych działaniach dotarła do niemieckiej administracji, urzędnicy robili wiele, by zamykać placówki, chociażby pod pretekstem braku świadectw moralności od przybyłych z Polski ochroniarek.
W sprawę plebiscytu zaangażowała się całym sercem. Jak wielu młodych ludzi, którzy wyruszyli z agitacyjną misją na rzecz Polski, łudziła się co do możliwości zwycięstwa, a widząc pewnego dnia przy leśnej dróżce stosy drewna, porżniętego na deski i gotowego na eksport, stwierdziła, iż „widocznie spieszą się Niemcy, by jak najwięcej drzewa usunąć, zanim ziemia ta ze swym bogactwem lasów w nasze przejdzie ręce”. Zapału Łubieńskiej nie ostudziły ani upomnienia, by nie prowadziła polskiej agitacji, ani obelgi padające w jej stronę, nie raz zasłyszane w trakcie wypraw. Tąpnięciem w niezachwianej pewności było spotkanie jednego z nadzorujących wydarzenie Anglików Ernesta Garnera, który wiedzę na temat plebiscytu czerpał z broszurek niemieckich, a na zadane Łubieńskiej pytanie; „gdzie jest wasza polska propaganda?” nie usłyszał żadnej odpowiedzi. Uświadomiła sobie wtenczas, jak nikłe środki zapewniono akcji prowadzonej przez rodaków, a dodatkową konsternację wywołały bezpośrednie komentarze kanadyjskiego kapitana Kinga, zarzucającego polskiej stronie nieudolność przedsięwzięcia.
Olsztyn odbierała jako miasto niebezpieczne, w którym pobrzmiewał pomruk niezadowolenia na dźwięk polskiej mowy, a sama nie skąpiła nieprzychylnych oraz dość bezkompromisowych opinii na temat napotkanych Niemców. Szczególną awersją darzyła pracowników hotelu, w którym mieszkała – słynnego Deutsches Haus, naprzeciw Nowego Ratusza. Właściciel nie życząc sobie jej obecności, zainicjował akcję zmuszenia agitatorki do natychmiastowej wyprowadzki. Próba eksmisji zakończyła się bójką między zaprzyjaźnionym Garnerem a napastliwym hotelarzem. Na kilka tygodni przed głosowaniem, była wielokrotnym świadkiem agresji niemieckich bojówek, a oprócz troski o siebie samą i pozostałe ochroniarki, doszło zmartwienie o siostrę Marię Piwnicką, która przybywszy, stała się dla bojówkarzy celem do „usunięcia i unieszkodliwienia”. Zarówno krewna jak i Anna przeżyły, a w 1932 roku ukazały się „Moje wspomnienia z plebiscytu na Warmii” autorstwa odważnej ochroniarki, będące pełnym emocji zapisem plebiscytowej, trudnej codzienności.
Wkrótce potem wyjechała do Kaźmierza, gdzie założyła Koło Włościanek. Mieszkała przez pewien czas w Warszawie, kilka lat spędziła w Anglii i we Francji. Działała na rzecz niewidomych, a w trakcie ostatniej z wojen prowadziła tajne nauczanie. W okresie Polski Ludowej żyła w wielu miejscach, udzielając prywatnych lekcji języków angielskiego i francuskiego, które biegle znała. Niestety, jej dorobek w postaci obszernej korespondencji z wybitnymi osobistościami oraz przekłady z literatury angielskiej i francuskiej zaginęły.
mw
Bibliografia;
Oracki Tadeusz, Słownik biograficzny Warmii, Mazur i Powiśla (od połowy XV w. do 1945 roku); Warszawa 1963
Łubieńska Anna, Moje wspomnienia z plebiscytu na Warmii, Olsztyn 1977;