#ZArchiwumMWiM
4 września 1894 roku w drewnianej, krytej strzechą brąswałdzkiej chacie, przyszła na świat pierwsza córka Augusta i Franciszki Zientarów, Maria. Babka, Elżbieta Kraskowa już w pierwszych chwilach życia Marysi, wróżyła jej szczęśliwe i długie życie, a to z powodu narodzin w „klejdziku”, czyli czepku, w przeciwieństwie do miejscowych kumoszek, odbierających bladość noworodka jako zapowiedź rychłego zgonu. Wbrew złym wróżbom, dziewczynka doczekała chrztu i następującego po nim „bankietu”, a pierwsze przeżyte lata nie różniły się niczym od rówieśniczych losów wiejskich dzieci.
Jej pierwsze zetknięcie się z systemem edukacji nie było fortunne. Niemieckie „jetzt” (teraz) wypowiedziane na lekcji przez nauczyciela zrozumiała jako zezwolenie na konsumpcję resztek z chleba. Najlepsze oceny uzyskiwała z religii, gdyż tylko ten przedmiot był prowadzony po polsku, pozostałe dziedziny wiedzy, wykładane po niemiecku przysparzały jej ogromnych trudności, co nie uchodziło uwagi belfra, kwitującego postępy w nauce Marii i innych warmińskich uczniów jednym zdaniem: „Lepiej kamienie tłuc, niż dzieci uczyć”. Minęły jednak niecałe trzy lata, a zdolna Zientarówna potrafiła już bezbłędnie czytać i pisać w języku Goethego.
Błyskotliwa i chłonna wiedzy, chciała kształcić się nie tylko na poziomie podstawowym. Niestety, materialna sytuacja rodziny Zientarów nie pozwalała na realizację marzeń dziewczyny. W sukurs ambicjom Marii, przyszedł brąswałdzki ksiądz, Walenty Barczewski udzielając jej pomocy zarówno materialnej, jak i edukacyjnej. Szerokie kontakty kapłana, umożliwiły młodej kobiecie podróże i naukę. Równolegle, Maria zatracała się liryce, co w przyszłości ugruntowało jej pozycję najznamienitszej warmińskiej poetki.
Pierwsze lata podjętej przez nią pracy wiązały się z zakładaniem polskich szkół na Warmii. Zadanie było obarczone trudnościami, niemieckie władze patrzyły z dezaprobatą na proceder otwierania tego typu placówek. Gdy kilka miesięcy później nauczała w szkołach, była adresatką szykan, ciągłych inspekcji, nagłych rezygnacji rodziców z posyłania dzieci na lekcje, a klasy z którymi przyszło jej pracować nie przekraczały liczby kilkunastu, często nie uczęszczających w zajęciach uczniów. Dodatkową przeszkodą, były ciągłe rotacje kadr. W konsekwencji, nie dane jej było zagrzać miejsca gdziekolwiek na stałe. Niemniej, swoją pracę wykonywała z wielkim zaangażowaniem, dbając o wszechstronne wykształcenie żaków oraz ciesząc się sympatią dzieci.
11 września 1939 roku, do drzwi Marii Zientary w Nowym Kramsku zapukał żandarm oraz cywil z opaską „Hilfspolizei”. Już wcześniej, docierały do jej uszu hiobowe wieści na temat aresztowań nauczycieli. Spakowana w najpotrzebniejsze rzeczy, pogodzona z losem, udała się do miejsca internowania. Rozpoczęła się gehenna, której głównym rozdziałem było przetrzymywanie w obozie koncentracyjnym Ravensbrück. Tam, z czerwonym trójkątem na ramieniu pasiaka i wyszytym numerem obozowym „2171” wyładowywała ze statków cegłę, osuszała torfowiska, wygładzała ulice, nosiła ciężkie wiadra ze żwirem, wspominając najgorzej zimową porę, kiedy to ją i towarzyszki niedoli, szczując psami zmuszano do pracy ponad siły w siarczystym mrozie. Po kilku miesiącach katorgi została zwolniona z obozu.
Powróciła do rodzinnego Brąswałdu. W 1945 roku była świadkiem ucieczki, wygnania i szykan autochtonicznej ludności. Represje ze strony nowoprzybyłych polskich osadników nie spotkały Zientarów tylko dlatego, iż posiadali polską flagę ze znakiem Rodła. Nie uniknęli jednak aktywności szabrowników, brata Marii, Augusta okradnięto z żywności i odzieży.
Powojenny los związał ją z Olsztynem. Zatrudniona w Wydziale Oświaty ponownie organizowała polskie szkolnictwo, walcząc z piętrzącymi się trudnościami. W pierwszą zimę w mieście zastała powybijane szyby budynków szkolnych, nieopalane klasy i chronicznie niedożywione dzieci. Zientara robiła wszystko, aby sytuację polepszyć, wykazując się ofiarnością, poświęceniem i pracowitością, cechami, które towarzyszyły jej przez całe życie.
Z okazji urodzin nie tylko wybitnej poetki i nauczycielki, ale także zbieraczki folkloru, publicystki, reportażystki i autorki popularnych książek, prezentujemy galerię zdjęć ze zbiorów Archiwum MWiM.
mw
Jej pierwsze zetknięcie się z systemem edukacji nie było fortunne. Niemieckie „jetzt” (teraz) wypowiedziane na lekcji przez nauczyciela zrozumiała jako zezwolenie na konsumpcję resztek z chleba. Najlepsze oceny uzyskiwała z religii, gdyż tylko ten przedmiot był prowadzony po polsku, pozostałe dziedziny wiedzy, wykładane po niemiecku przysparzały jej ogromnych trudności, co nie uchodziło uwagi belfra, kwitującego postępy w nauce Marii i innych warmińskich uczniów jednym zdaniem: „Lepiej kamienie tłuc, niż dzieci uczyć”. Minęły jednak niecałe trzy lata, a zdolna Zientarówna potrafiła już bezbłędnie czytać i pisać w języku Goethego.
Błyskotliwa i chłonna wiedzy, chciała kształcić się nie tylko na poziomie podstawowym. Niestety, materialna sytuacja rodziny Zientarów nie pozwalała na realizację marzeń dziewczyny. W sukurs ambicjom Marii, przyszedł brąswałdzki ksiądz, Walenty Barczewski udzielając jej pomocy zarówno materialnej, jak i edukacyjnej. Szerokie kontakty kapłana, umożliwiły młodej kobiecie podróże i naukę. Równolegle, Maria zatracała się liryce, co w przyszłości ugruntowało jej pozycję najznamienitszej warmińskiej poetki.
Pierwsze lata podjętej przez nią pracy wiązały się z zakładaniem polskich szkół na Warmii. Zadanie było obarczone trudnościami, niemieckie władze patrzyły z dezaprobatą na proceder otwierania tego typu placówek. Gdy kilka miesięcy później nauczała w szkołach, była adresatką szykan, ciągłych inspekcji, nagłych rezygnacji rodziców z posyłania dzieci na lekcje, a klasy z którymi przyszło jej pracować nie przekraczały liczby kilkunastu, często nie uczęszczających w zajęciach uczniów. Dodatkową przeszkodą, były ciągłe rotacje kadr. W konsekwencji, nie dane jej było zagrzać miejsca gdziekolwiek na stałe. Niemniej, swoją pracę wykonywała z wielkim zaangażowaniem, dbając o wszechstronne wykształcenie żaków oraz ciesząc się sympatią dzieci.
11 września 1939 roku, do drzwi Marii Zientary w Nowym Kramsku zapukał żandarm oraz cywil z opaską „Hilfspolizei”. Już wcześniej, docierały do jej uszu hiobowe wieści na temat aresztowań nauczycieli. Spakowana w najpotrzebniejsze rzeczy, pogodzona z losem, udała się do miejsca internowania. Rozpoczęła się gehenna, której głównym rozdziałem było przetrzymywanie w obozie koncentracyjnym Ravensbrück. Tam, z czerwonym trójkątem na ramieniu pasiaka i wyszytym numerem obozowym „2171” wyładowywała ze statków cegłę, osuszała torfowiska, wygładzała ulice, nosiła ciężkie wiadra ze żwirem, wspominając najgorzej zimową porę, kiedy to ją i towarzyszki niedoli, szczując psami zmuszano do pracy ponad siły w siarczystym mrozie. Po kilku miesiącach katorgi została zwolniona z obozu.
Powróciła do rodzinnego Brąswałdu. W 1945 roku była świadkiem ucieczki, wygnania i szykan autochtonicznej ludności. Represje ze strony nowoprzybyłych polskich osadników nie spotkały Zientarów tylko dlatego, iż posiadali polską flagę ze znakiem Rodła. Nie uniknęli jednak aktywności szabrowników, brata Marii, Augusta okradnięto z żywności i odzieży.
Powojenny los związał ją z Olsztynem. Zatrudniona w Wydziale Oświaty ponownie organizowała polskie szkolnictwo, walcząc z piętrzącymi się trudnościami. W pierwszą zimę w mieście zastała powybijane szyby budynków szkolnych, nieopalane klasy i chronicznie niedożywione dzieci. Zientara robiła wszystko, aby sytuację polepszyć, wykazując się ofiarnością, poświęceniem i pracowitością, cechami, które towarzyszyły jej przez całe życie.
Z okazji urodzin nie tylko wybitnej poetki i nauczycielki, ale także zbieraczki folkloru, publicystki, reportażystki i autorki popularnych książek, prezentujemy galerię zdjęć ze zbiorów Archiwum MWiM.
mw