Od 1839 roku po dziś dzień świętujemy Światowy Dzień Fotografii.
19 sierpnia 1839 roku rząd francuski wykupił i oddał dobru publicznemu patent dotyczący techniki dagerotypii, wynalezionej przez Nicephore Niépce'a i Louisa Daguerre'a. Zapoczątkowało to dynamiczny rozwój nowej technologii na całym świecie. Od tego czasu, właśnie w tym dniu, świętujemy Światowy Dzień Fotografii.
Fotografia, to rysowanie za pomocą światła. Jej celem jest zarejestrowanie trwałego obrazu i nie jest istotne czy rzeczywistość utrwalimy na szkle, błonie (zwanej też kliszą), czy też na nośniku magnetycznym. Dlatego też należy rozprawić się ostatecznie z rozpowszechnionym w światku muzealniczym pojęciem „digitalizacji”. Skoro nigdy nie było „negatywizacji” lub „kliszyzacji”, nie ma żadnego powodu, żeby tworzyć nowe słowa opisujące ten proces.
Od dziesięcioleci zajmujemy się w muzeum pozyskiwaniem i utrwalaniem obrazu. Potrzebne nam jest do tego światło, układ optyczny i medium. Kiedyś było to szkło pokryte emulsją, które notabene przetrwało w specjalistycznych zastosowaniach niemalże do połowy ubiegłego wieku, obecnie jest to światłoczuła matryca rejestrująca wizerunek w postaci zero-jedynkowych impulsów elektrycznych.
Janina Mierzecka w książce „Fotografia zabytków i dzieł sztuki” z 1959 roku rekomendowała posługiwanie się kamerą rejestrująca obraz na negatywie o minimalnym rozmiarze 9 x 12 cm, natomiast obecne zalecenia Narodowego Instytutu Muzealnictwa i Ochrony Zbiorów, opublikowane w dokumencie „Cyfrowa fotografia w dokumentacji muzealnej”, sugerują format matrycy nie mniejszy niż 24 x 36 mm. Załączona ilustracja obrazuje te różnice. Jak widać, uzyskiwany współcześnie obraz jest wielokrotnie mniejszy! Czy lepszy?
Doświadczenia historyków sztuki i konserwatorów zabytków wskazują jak bezcenne są stare zdjęcia utrwalone na kliszach wielkiego formatu. Możliwość wielokrotnego powiększenia zarejestrowanych szczegółów, pozwalająca na bardzo dokładną analizę, jest nie do przecenienia w wypadku konieczności rekonstrukcji uszkodzonych lub zniszczonych elementów.
Czy współczesne zdjęcia dadzą w przyszłości podobne możliwości? Powoli zbliżamy się do tego. Paradoksem jest, że najpierw stworzyliśmy coś nowego, dużo gorszego, a teraz z trudem dążymy do osiągnięcia dawnego poziomu. Dlaczego? Odpowiedź jest prosta – nowe technologie to ożywienie rynku i zwiększenie dochodów. Niewątpliwą zaletą fotografii cyfrowej jest szybkie uzyskanie gotowego zdjęcia. Ale czy muzeum musi się spieszyć?
Fotografia w muzeum to przede wszystkim dokumentacja, niemająca nic wspólnego z reklamą, w której dąży się do jak najkorzystniejszego, indywidualnego ujęcia produktu. Służy przede wszystkim celom związanym z zachowaniem i udostępnianiem zbiorów, a także jest pomocna przy pracach konserwatorskich. Zapewnienie zatem możliwie najwyższej technicznej jakości oraz obiektywności zapisu obrazu jest oczywiste. Pewien rys indywidualnej interpretacji dopuszczalny jest jednak przy ujęciach ukazujących wartości artystyczne zabytku, przeznaczonych do celów promocyjnych.
Tekst i zdjęcia Grzegorz Kumorowicz
Fotografia, to rysowanie za pomocą światła. Jej celem jest zarejestrowanie trwałego obrazu i nie jest istotne czy rzeczywistość utrwalimy na szkle, błonie (zwanej też kliszą), czy też na nośniku magnetycznym. Dlatego też należy rozprawić się ostatecznie z rozpowszechnionym w światku muzealniczym pojęciem „digitalizacji”. Skoro nigdy nie było „negatywizacji” lub „kliszyzacji”, nie ma żadnego powodu, żeby tworzyć nowe słowa opisujące ten proces.
Od dziesięcioleci zajmujemy się w muzeum pozyskiwaniem i utrwalaniem obrazu. Potrzebne nam jest do tego światło, układ optyczny i medium. Kiedyś było to szkło pokryte emulsją, które notabene przetrwało w specjalistycznych zastosowaniach niemalże do połowy ubiegłego wieku, obecnie jest to światłoczuła matryca rejestrująca wizerunek w postaci zero-jedynkowych impulsów elektrycznych.
Janina Mierzecka w książce „Fotografia zabytków i dzieł sztuki” z 1959 roku rekomendowała posługiwanie się kamerą rejestrująca obraz na negatywie o minimalnym rozmiarze 9 x 12 cm, natomiast obecne zalecenia Narodowego Instytutu Muzealnictwa i Ochrony Zbiorów, opublikowane w dokumencie „Cyfrowa fotografia w dokumentacji muzealnej”, sugerują format matrycy nie mniejszy niż 24 x 36 mm. Załączona ilustracja obrazuje te różnice. Jak widać, uzyskiwany współcześnie obraz jest wielokrotnie mniejszy! Czy lepszy?
Doświadczenia historyków sztuki i konserwatorów zabytków wskazują jak bezcenne są stare zdjęcia utrwalone na kliszach wielkiego formatu. Możliwość wielokrotnego powiększenia zarejestrowanych szczegółów, pozwalająca na bardzo dokładną analizę, jest nie do przecenienia w wypadku konieczności rekonstrukcji uszkodzonych lub zniszczonych elementów.
Czy współczesne zdjęcia dadzą w przyszłości podobne możliwości? Powoli zbliżamy się do tego. Paradoksem jest, że najpierw stworzyliśmy coś nowego, dużo gorszego, a teraz z trudem dążymy do osiągnięcia dawnego poziomu. Dlaczego? Odpowiedź jest prosta – nowe technologie to ożywienie rynku i zwiększenie dochodów. Niewątpliwą zaletą fotografii cyfrowej jest szybkie uzyskanie gotowego zdjęcia. Ale czy muzeum musi się spieszyć?
Fotografia w muzeum to przede wszystkim dokumentacja, niemająca nic wspólnego z reklamą, w której dąży się do jak najkorzystniejszego, indywidualnego ujęcia produktu. Służy przede wszystkim celom związanym z zachowaniem i udostępnianiem zbiorów, a także jest pomocna przy pracach konserwatorskich. Zapewnienie zatem możliwie najwyższej technicznej jakości oraz obiektywności zapisu obrazu jest oczywiste. Pewien rys indywidualnej interpretacji dopuszczalny jest jednak przy ujęciach ukazujących wartości artystyczne zabytku, przeznaczonych do celów promocyjnych.
Tekst i zdjęcia Grzegorz Kumorowicz