#zArchiwumMWiM
W latach sześćdziesiątych XX wieku, w Polsce posiadanie samochodu traktowane było jako dobro luksusowe. Dobro, na które mogli sobie pozwolić jedynie dygnitarze państwowi, działacze partyjni, przodownicy pracy oraz niektóre grupy zawodowe.
W Olsztynie nowy samochód "legalnie" można było kupić jedynie w Przedsiębiorstwie Państwowym „Motozbyt”, ale aby to zrobić, najpierw należało złożyć podanie o przydział samochodu w ekspozyturze Motozbytu przy ulicy Pieniężnego 10 i czekać na decyzję, którą podejmował Wydział Handlu Prezydium WRN. Nowe samochody odbierało się w nowoczesnym i stylowym budynku Motozbytu, przy ul. Partyzantów 26, którego oficjalne otwarcie nastąpiło 2 sierpnia 1963 roku.
Wczytując się w lokalną prasę tj. Głos Olsztyński z tego samego roku, dowiadujemy się, że najdroższymi oferowanymi wtedy samochodami w Motozbycie była "nasza" Warszawa oraz NRD'owski Wartburg Camping. Obydwa auta kosztowały 120 tys. zł i przy przeciętnych zarobkach wynoszących wtedy 1763 zł trzeba było na ten luksus pracować ponad pięć lat. Najtańsze oferowane wtedy samochody to Syrena oraz Trabant, charakterystyczne dwusuwy, które w tamtych latach były nazywane "Skarpetą" oraz "Mydelniczką" kosztowały 72 tys. zł i jak to bywa w historii, która kołem się toczy "Skarpety" znowu są marzeniem wielu kolekcjonerów, a ceny zadbanych egzemplarzy osiągają już prawie pułap z 1963 roku.
E.K.
W Olsztynie nowy samochód "legalnie" można było kupić jedynie w Przedsiębiorstwie Państwowym „Motozbyt”, ale aby to zrobić, najpierw należało złożyć podanie o przydział samochodu w ekspozyturze Motozbytu przy ulicy Pieniężnego 10 i czekać na decyzję, którą podejmował Wydział Handlu Prezydium WRN. Nowe samochody odbierało się w nowoczesnym i stylowym budynku Motozbytu, przy ul. Partyzantów 26, którego oficjalne otwarcie nastąpiło 2 sierpnia 1963 roku.
Wczytując się w lokalną prasę tj. Głos Olsztyński z tego samego roku, dowiadujemy się, że najdroższymi oferowanymi wtedy samochodami w Motozbycie była "nasza" Warszawa oraz NRD'owski Wartburg Camping. Obydwa auta kosztowały 120 tys. zł i przy przeciętnych zarobkach wynoszących wtedy 1763 zł trzeba było na ten luksus pracować ponad pięć lat. Najtańsze oferowane wtedy samochody to Syrena oraz Trabant, charakterystyczne dwusuwy, które w tamtych latach były nazywane "Skarpetą" oraz "Mydelniczką" kosztowały 72 tys. zł i jak to bywa w historii, która kołem się toczy "Skarpety" znowu są marzeniem wielu kolekcjonerów, a ceny zadbanych egzemplarzy osiągają już prawie pułap z 1963 roku.
E.K.