#DziałHistorii
Niechaj ten o winie śpiewa
Kto nie zaznał między nami
Napoju nad napojami
Przymiotów piwa
(Ioannes Dantiscus)
Medalion z wizerunkiem Jana Dantyszka. Biskupa, który „kosztował dziewic wszystkich krajów”.
Tytuł wielce kontrowersyjny, ale też z barwną i nietuzinkową postacią mamy do czynienia. Na prezentowanym medalionie ze zbiorów Muzeum Warmii i Mazur spogląda przed siebie Jan Dantyszek, stateczny, otyły starzec w bogatym stroju, z szubą obszytą futrem. To był już ten czas, gdy po otrzymaniu święceń i sakry biskupiej, jego myśl od uciech świata kierowała się ku rzeczom ostatecznym. Nim jednak w stworzonym dla siebie epitafium, tenże „bonus Polonus” (jak mawiał o nim król Zygmunt Stary) napisał: „Jam brnął trzydzieści trzy lata w rozkoszach, co mi były jak więzienna krata”, wiódł życie, którego można w pewnym sensie pozazdrościć. Szedł krokiem człowieka radosnego, czerpiącego ze świata pełnymi garściami i pewnie zdążającego do stawianych przed nim i przez niego samego celów.
Ten międzynarodowy intelektualista, poliglota, poeta (specjalista od elegii miłosnych i dziesiątków innych utworów pisanych po łacinie), podróżnik, „awanturnik”, kobieciarz, hulaka, „mistrz stołu i kielicha” (w młodości członek klubu opilców i oźralców), był równocześnie dla polskiego króla człowiekiem niezastąpionym. Podporą i opoką jego międzynarodowej polityki i dyplomacji, suto wynagradzanym złotem i zaszczytami.
Z urodzenia Dantyszek rodu był niewysokiego. I choć legenda rodzinna pielęgnowała nazwisko von Hoeffen, dziad jego, powroźnik, pisał się już Flaschbinder. Sam Dantyszek wywodzący się z rodziny kupieckiej przyjął nazwisko od miejsca, w którym przyszedł na świat 1 listopada 1485 roku – Joannes Dantiscus, czyli Jan Gdańszczanin. Był zatem Niemcem z polskim obywatelstwem; „wieszczem sarmackim” jak sam siebie nazywał.
Ścieżka kariery rozpoczęta od sekretarzowania dygnitarzom i trzem kolejnym królom, dla których pracował łącznie 33 lata, zaprowadziła go na najznakomitsze dwory Europy. Wcześniej jednak jego „niespokojny i awanturniczy duch”, z królewską sakiewką w kieszeni przeznaczoną na zdobywanie wiedzy, zrobił sobie wycieczkę objazdową po Europie. Duch zagnał go też w dalekie zakątki świata – aż do Arabii i Ziemi Świętej. I to właśnie podróżowanie, radość dla serca i przekleństwo dla wytrzęsionych na wertepach kości, weszło na lata do jego obowiązków. Europejską sławę zdobywał bowiem nie tylko jako wybitny humanista, intelektualista i poeta. Tym, czego od niego oczekiwał i za co cenił go król polski, a i sam cesarz Maksymilian, była działalność dyplomatyczna prowadzona na najwyższym poziomie.
Podziwiany był przez współczesnych za świetną znajomość prawa, wnikliwe spojrzenie na historię i czasy obecne, umiejętność analizy, trafnej oceny sytuacji i podejmowania szybkich, często odważnych decyzji, wielkie oczytanie i niepospolitą wymowę. Dostępował zaszczytów, dorabiał się fortuny, a dzięki otwartemu usposobieniu zawierał dozgonne przyjaźnie i znajomości. Na jego oczach odkrywała się Ameryka, w osobie przyjaciela i towarzysza zabaw, konkwistadora i zdobywcy Meksyku – Ferdynanda Corteza. Licząca ponad 20 tysięcy sztuk korespondencja wymieniana była do późnej starości z najznakomitszymi umysłami i postaciami Europy (ok. 350 nazwisk). Można by żartobliwie powiedzieć, że w Europie o Dantyszku słyszeli chyba wszyscy.
Cesarz, wkładając na jego głowę laur poetycki, najcenniejsze trofeum o randze dzisiejszej nagrody Nobla w dziedzinie literatury, obdarzył go również szlachectwem. Nadał mu herb, godność podkomorzego dworu cesarskiego i tytuł doktora obojga praw. Król polski, śląc niebagatelne sumy w złocie (spłaty długów liczonych w setkach i tysiącach dukatów, pensja miesięczna – 100 dukatów) uczynił z niego pierwszego w Polsce dyplomatę-zawodowca. Wykorzystywał go do najtrudniejszych misji, gdyż tylko on ze swoim wybitnym umysłem i szerokimi kontaktami był w stanie im sprostać. W imieniu króla składał ukłony na audiencjach u Henryka VIII, Franciszka I, do cesarzy Maksymiliana i Karola V mógł wchodzić „prosto z marszu”.
13 marca 1525 roku Zygmunt I Stary podniósł go do rangi stałego ambasadora polskiego przy dworze cesarskim (pierwszy taki tytuł w historii Polski). Skutecznego obrońcy polskiej racji stanu i nie ukrywajmy, zaufanego szpiega królowej Bony. Uważany za twórcę nowożytnej polskiej dyplomacji prowadził otwarty dwór poselski, posługiwał się zorganizowaną przez siebie służbą informacyjną (znajomości, przekupstwo) oraz jako pierwszy z Polaków stosował szyfry w oficjalnej korespondencji.
On sam dyplomację traktował jako zło konieczne. Za powołanie swojego życia uważał sztukę i nieśmiertelność imienia jako poety. Odwołany z placówki, niedającej mu satysfakcji wspinania się na wyższe szczeble kariery, z ulgą powrócił do ojczyzny. W 1530 roku przyjął święcenia, a jako biskup, kolejno chełmiński i warmiński („kopalnie złota” ze stałymi dochodami do końca życia) mógł wreszcie dostąpić wyśnionego prestiżu. Pozwolić wygodnie i bezpiecznie osiąść zmęczonemu ciału oraz dokonać sądu nad swoim hulaszczym życiem pisząc: „Patrz na mnie, i ja swoją zmarnowałem młodość, dopóki czciłem tylko Dionizosa”.
Za swoich rządów stworzył w Lidzbarku Warmińskim ośrodek życia umysłowego i kulturalnego. Gromadził woluminy, mapy i atlasy, wysokiej klasy dzieła sztuki, instrumenty astronomiczne, rozwijał mecenat. Jako zwierzchnik Mikołaja Kopernika wspierał jego poczynania naukowe. Ten odwdzięczał mu się jako lekarz, którego Dantyszek chwalił za łagodny sposób obejścia i rozmowy, będącą niczym panaceum dla jego podupadającego zdrowia. Nietuzinkowy biskup zmarł w Lidzbarku 27 października 1548 roku, oddając majątek rodzinie i kapitule, ciało Fromborkowi.
Prezentowany brązowy medalion o wymiarach 14,5 cm, inspirowany XVI-wiecznym drzeworytem, odlany został w reliefie wypukłym, w połowie XIX wieku. Powstał w warszawskiej fabryce Karola Juliusza Mintera, z którą współpracował wtedy autor modelu, Wojciech Święcki. Polski rzeźbiarz urodzony w 1823 roku, prawdopodobnie w Warszawie, zmarły w Paryżu w 1873 roku. Jako absolwent Warszawskiej Szkoły Sztuk Pięknych, u progu swojej kariery tworzył dla Mintera gipsowe modele do odlewanych seryjnie dzieł o niewielkich rozmiarach. Zakres tematyczny obejmował postacie wybitnych Polaków przedstawianych na medalach, medalionach i w statuetkach.
Na medalionie autorzy widoczni są w sygnaturze umieszczonej w dole, na plakietce łączącej opasujący całość wieniec laurowy: MODELOWAŁ W. ŚWIĘCKI NAKŁAD I ODLEW FABRYKI MINTERA. Napis w górnym łuku odnosi się do konkretnego wycinka z życia sportretowanego: JAN DANTYSZEK BISKUP CHEŁM: OD R. 1531 DO R. 1536.
Medalion prezentowany jest na wystawie stałej w zamku biskupim w Lidzbarku Warmińskim.
Małgorzata Kumorowicz
Kto nie zaznał między nami
Napoju nad napojami
Przymiotów piwa
(Ioannes Dantiscus)
Medalion z wizerunkiem Jana Dantyszka. Biskupa, który „kosztował dziewic wszystkich krajów”.
Tytuł wielce kontrowersyjny, ale też z barwną i nietuzinkową postacią mamy do czynienia. Na prezentowanym medalionie ze zbiorów Muzeum Warmii i Mazur spogląda przed siebie Jan Dantyszek, stateczny, otyły starzec w bogatym stroju, z szubą obszytą futrem. To był już ten czas, gdy po otrzymaniu święceń i sakry biskupiej, jego myśl od uciech świata kierowała się ku rzeczom ostatecznym. Nim jednak w stworzonym dla siebie epitafium, tenże „bonus Polonus” (jak mawiał o nim król Zygmunt Stary) napisał: „Jam brnął trzydzieści trzy lata w rozkoszach, co mi były jak więzienna krata”, wiódł życie, którego można w pewnym sensie pozazdrościć. Szedł krokiem człowieka radosnego, czerpiącego ze świata pełnymi garściami i pewnie zdążającego do stawianych przed nim i przez niego samego celów.
Ten międzynarodowy intelektualista, poliglota, poeta (specjalista od elegii miłosnych i dziesiątków innych utworów pisanych po łacinie), podróżnik, „awanturnik”, kobieciarz, hulaka, „mistrz stołu i kielicha” (w młodości członek klubu opilców i oźralców), był równocześnie dla polskiego króla człowiekiem niezastąpionym. Podporą i opoką jego międzynarodowej polityki i dyplomacji, suto wynagradzanym złotem i zaszczytami.
Z urodzenia Dantyszek rodu był niewysokiego. I choć legenda rodzinna pielęgnowała nazwisko von Hoeffen, dziad jego, powroźnik, pisał się już Flaschbinder. Sam Dantyszek wywodzący się z rodziny kupieckiej przyjął nazwisko od miejsca, w którym przyszedł na świat 1 listopada 1485 roku – Joannes Dantiscus, czyli Jan Gdańszczanin. Był zatem Niemcem z polskim obywatelstwem; „wieszczem sarmackim” jak sam siebie nazywał.
Ścieżka kariery rozpoczęta od sekretarzowania dygnitarzom i trzem kolejnym królom, dla których pracował łącznie 33 lata, zaprowadziła go na najznakomitsze dwory Europy. Wcześniej jednak jego „niespokojny i awanturniczy duch”, z królewską sakiewką w kieszeni przeznaczoną na zdobywanie wiedzy, zrobił sobie wycieczkę objazdową po Europie. Duch zagnał go też w dalekie zakątki świata – aż do Arabii i Ziemi Świętej. I to właśnie podróżowanie, radość dla serca i przekleństwo dla wytrzęsionych na wertepach kości, weszło na lata do jego obowiązków. Europejską sławę zdobywał bowiem nie tylko jako wybitny humanista, intelektualista i poeta. Tym, czego od niego oczekiwał i za co cenił go król polski, a i sam cesarz Maksymilian, była działalność dyplomatyczna prowadzona na najwyższym poziomie.
Podziwiany był przez współczesnych za świetną znajomość prawa, wnikliwe spojrzenie na historię i czasy obecne, umiejętność analizy, trafnej oceny sytuacji i podejmowania szybkich, często odważnych decyzji, wielkie oczytanie i niepospolitą wymowę. Dostępował zaszczytów, dorabiał się fortuny, a dzięki otwartemu usposobieniu zawierał dozgonne przyjaźnie i znajomości. Na jego oczach odkrywała się Ameryka, w osobie przyjaciela i towarzysza zabaw, konkwistadora i zdobywcy Meksyku – Ferdynanda Corteza. Licząca ponad 20 tysięcy sztuk korespondencja wymieniana była do późnej starości z najznakomitszymi umysłami i postaciami Europy (ok. 350 nazwisk). Można by żartobliwie powiedzieć, że w Europie o Dantyszku słyszeli chyba wszyscy.
Cesarz, wkładając na jego głowę laur poetycki, najcenniejsze trofeum o randze dzisiejszej nagrody Nobla w dziedzinie literatury, obdarzył go również szlachectwem. Nadał mu herb, godność podkomorzego dworu cesarskiego i tytuł doktora obojga praw. Król polski, śląc niebagatelne sumy w złocie (spłaty długów liczonych w setkach i tysiącach dukatów, pensja miesięczna – 100 dukatów) uczynił z niego pierwszego w Polsce dyplomatę-zawodowca. Wykorzystywał go do najtrudniejszych misji, gdyż tylko on ze swoim wybitnym umysłem i szerokimi kontaktami był w stanie im sprostać. W imieniu króla składał ukłony na audiencjach u Henryka VIII, Franciszka I, do cesarzy Maksymiliana i Karola V mógł wchodzić „prosto z marszu”.
13 marca 1525 roku Zygmunt I Stary podniósł go do rangi stałego ambasadora polskiego przy dworze cesarskim (pierwszy taki tytuł w historii Polski). Skutecznego obrońcy polskiej racji stanu i nie ukrywajmy, zaufanego szpiega królowej Bony. Uważany za twórcę nowożytnej polskiej dyplomacji prowadził otwarty dwór poselski, posługiwał się zorganizowaną przez siebie służbą informacyjną (znajomości, przekupstwo) oraz jako pierwszy z Polaków stosował szyfry w oficjalnej korespondencji.
On sam dyplomację traktował jako zło konieczne. Za powołanie swojego życia uważał sztukę i nieśmiertelność imienia jako poety. Odwołany z placówki, niedającej mu satysfakcji wspinania się na wyższe szczeble kariery, z ulgą powrócił do ojczyzny. W 1530 roku przyjął święcenia, a jako biskup, kolejno chełmiński i warmiński („kopalnie złota” ze stałymi dochodami do końca życia) mógł wreszcie dostąpić wyśnionego prestiżu. Pozwolić wygodnie i bezpiecznie osiąść zmęczonemu ciału oraz dokonać sądu nad swoim hulaszczym życiem pisząc: „Patrz na mnie, i ja swoją zmarnowałem młodość, dopóki czciłem tylko Dionizosa”.
Za swoich rządów stworzył w Lidzbarku Warmińskim ośrodek życia umysłowego i kulturalnego. Gromadził woluminy, mapy i atlasy, wysokiej klasy dzieła sztuki, instrumenty astronomiczne, rozwijał mecenat. Jako zwierzchnik Mikołaja Kopernika wspierał jego poczynania naukowe. Ten odwdzięczał mu się jako lekarz, którego Dantyszek chwalił za łagodny sposób obejścia i rozmowy, będącą niczym panaceum dla jego podupadającego zdrowia. Nietuzinkowy biskup zmarł w Lidzbarku 27 października 1548 roku, oddając majątek rodzinie i kapitule, ciało Fromborkowi.
Prezentowany brązowy medalion o wymiarach 14,5 cm, inspirowany XVI-wiecznym drzeworytem, odlany został w reliefie wypukłym, w połowie XIX wieku. Powstał w warszawskiej fabryce Karola Juliusza Mintera, z którą współpracował wtedy autor modelu, Wojciech Święcki. Polski rzeźbiarz urodzony w 1823 roku, prawdopodobnie w Warszawie, zmarły w Paryżu w 1873 roku. Jako absolwent Warszawskiej Szkoły Sztuk Pięknych, u progu swojej kariery tworzył dla Mintera gipsowe modele do odlewanych seryjnie dzieł o niewielkich rozmiarach. Zakres tematyczny obejmował postacie wybitnych Polaków przedstawianych na medalach, medalionach i w statuetkach.
Na medalionie autorzy widoczni są w sygnaturze umieszczonej w dole, na plakietce łączącej opasujący całość wieniec laurowy: MODELOWAŁ W. ŚWIĘCKI NAKŁAD I ODLEW FABRYKI MINTERA. Napis w górnym łuku odnosi się do konkretnego wycinka z życia sportretowanego: JAN DANTYSZEK BISKUP CHEŁM: OD R. 1531 DO R. 1536.
Medalion prezentowany jest na wystawie stałej w zamku biskupim w Lidzbarku Warmińskim.
Małgorzata Kumorowicz